Czasami mam tak, że nie jestem w stanie głupich leków wziąć, choć wiem że wtedy wstanę być może na nogi tego dnia jak je wezmę. Tak więc leżę w łóżku i czekam aż Michał wróci i da mi leki.
Zwykle bez większego problemu wstaję, a czasami mam jak teraz.
Czuję bezsens wszystkiego, wielką niemoc, brak siły zmęczenie pracą, dziećmi, codziennością, porażką, że jestem beznadziejna....
Teraz czekam, zaraz przyjdzie mąż, wróci z kościoła i pomoże mi stanąć na nogi. Cokolwiek nie zrobię on jest ze mną, jest moim opiekunem, jest moim Aniołem Stróżem...
Ja też się nim opiekuję, gdy on ma swoje stany, wspieram go, zachęcam do działania by np zrobił szkołę czy pracował....
Żyjemy dla siebie nawzajem i dla naszych dzieci. Bez męża i dzieci nie miałabym celu w życiu, nie miałabym po co żyć.... On ma pewnie podobnie...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz