środa, 16 lipca 2025

Tata [*]

 Ledwo Oddział Dzienny postawił mnie na nogi, ledwo wróciliśmy z wakacji to zaraz dowiedziałam się, że mój ojciec trafił w ciężkim stanie do szpitala... Od dawna był bardzo chory, miał niewydolnoś



ć płuc, serca i nerek, ale brał leki i chodził regularnie do lekarzy. natomiat przed śmiercią zaniedbał specjalistów. Gdy ojca pogotowie zabierało to przyznał się, że jakiś czas temu odstawił sam z siebie leki. Jestem bardzo wkurzona na niego i nie ja jedna za to, może jakby regularnie się leczył i brał leki może by przeżył jeszcze chociaż kilka lat... No i palił bardzo dużo, to też bardzo negatywnie wpłynęło na jego stan zdrowia.

Także przed śmiercią nie dbał o siebie, w szpitalu został w prowadzony w stan śpiączki farmakologicznej, był pod respiratorem i był podłączony do sztucznej nerki. W kroplówkach lekarze podawali mu lekarstwa, był na sali Intensywnego Nadzoru Kardiologicznego, pod obserwacją non stop. Lekarze robili co mogli, był reanimowany dwa razy, jednak nie udało się go uratować...

Jest mi strasznie przykro i smutno. Wiele razy płakałam. Nie wyobrażam sobie świąt bez niego... Już nigdy do ojca nie zadzwonię, nie pogadamy wspólnie...

Bardzo miło tatę wspominam. Zabierał mnie w dzieciństwie i w okresie nastoletnim na wakacje.  Jak byłam dzieckiem, zawsze pomagał mi przy lekcjach zwłaszcza przy przedmiotach ścisłych.

Bardzo mi smutno, że go nie ma. Jutro jest pożegnanie ciała w kostnicy szpitalnej, a w poniedziałek świecki pogrzeb, gdyż ojciec był średnio wierzący.

Tak naprawdę zdziwiłam się że, w ogóle brało mnie na płacz, gdyż jak moja babcia umarła, a była mi bardzo bliska, to zapijałam smutek alkoholem, a gdy umarła moja matka to prawdę mówiąc niewiele się tym przejełam, ale faktem było to że nie byłyśmy ze sobą blisko. No a przy śmierci ojca płaczę, myslałam że nie zdolna jestem do przeżywania żałoby zwłaszcza płakania... Poza tym głęboko wierzę że w niebie zaznał spokoju, że nic go nie boli, jest w pełni zdrowy i jest mu tam naprawdę dobrze. Ojciec mimo, że nie przyznawał się do tego, że wierzy w Boga to jednak widziałam, że choć odrobinę wierzy. Zawsze modlił się na cmentarzach za ludzi pochowanych. A poza tym na świeta Bożego Narodzenia stawiał na stole figurkę Jezuska dopóki się tam figurka nie zniszczyła.

Już teraz za nim bardzo tęsknię i żle się czuję. Dziś lekarka dołożyła mi antydepresant, gdyż na oddziale jak byłam dobrze się czułam i mi go zdjęli. Mam nadzieję, że niedługo się choć trochę lepiej poczuję, w co też wątpie bo ból przy utracie bliskiej osoby trwa bardzo długo...




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz