czwartek, 21 marca 2019

Oddział Dzienny a Całodobowy

Pewnie różnice wydają Wam się oczywiste, ale postanowiłam o tym napisać.

Na dziennym oddziale szpitala psychiatrycznego są ludzie mniej chorzy. Mnie niedawno przyjęli, byłam w dosyć kiepskim stanie, ale nie próbowałam się zabić, nie kaleczyłam się, chociaż miałabym na to ochotę. Gdybym próbowała się zabić lub kaleczyła swoje ciało odesłali mnie do typowego psychiatryka na oddział zamknięty.
Podobnie na dziennych nie ma osób z ostrą psychozą, katatonią, osób w trybie maniakalnym - tych ostrych przypadków itp.

Na oddziale dziennym leczeniejest głównie nastawione na urozmaiconą psychoterapię. Tu gdzie jestem psychoterapia jest dostosowana indywidualnie pod względem choroby pacjenta. Ja wychodzę że stanu depresji i mam ustawioną terapię pod tym kątem. Mam np Psychoedukację na temat depresji, czyli o poznaniu szczegółów choroby, rozpoznawania symptomów nawrotu choroby, czynnikach, które mogą wywołać depresję, jak sobie radzić w sytuacjach kryzysowych itp; chodzę na Trening Twórczości, gdzie jest bardzo dużo śmiechu, ale na tych zajęciach musimy wytężyć umysł, skupić się na swoim zadaniu. Często na tym treningu zmagamy się z abstrakcyjnym myśleniem, wyobrażaniem sobie czegoś dziwnego, pisaniem czy rysowaniem o tym. Jest to czasami trudne, ale interesujące, zabawne i na tych zajęciach niemal za każdym razem wybuchamy śmiechem!
Chodzę też na Terapię Zajęciową, niezbyt to lubię, ale kolorowanie antystresowych kolorowanek, pomaga mi się skupić i zapomnieć na chwilę o problemach.
Są jeszcze zajęcia Terapii Poznawczo-behawioralnej, w moim przypadku skierowanym na depresję, jest też Trening Relaksacyjny, Muzykoterapia, której nie lubię bo jest włączana muzyka klasyczna, która mnie denerwuje i wtedy na tej terapii po prostu włączam sobie na słuchawkach swoją muzykę, albo idę grać ze znajomymi w chińczyka...., jest jeszcze Integracja, na której wspólnie jednoczymy się w grupie, jest tzw bajkoterapia, na którą czasem chodzę, gdy nie mam swoich zajęć. Tam terapeutka czyta krótkie przypowieści, głównie chińskie, a my musimy znaleźć ukryte znaczenie tej przypowieści. I inne zajęcia, których nie mam w swojej rozpisce.
Mam mieć jeszcze psychoterapię indywidualną z psychologiem, bo póki co moja psycholog jest chora. Gdy właśnie nie ma jakiś zajęć, bo np ktoś z terapeutów jest chory to chodzimy na równoległe zajęcia albo z ludźmi w podobnym wieku gram w chińczyka.
Na oddziale dziennym, nie wszyscy mają zlecone leki, na całodobowym chyba każdy. Leki są wydawane pacjentom rano i przed wyjściem do domu, zależy jak kto bierze. Jeżeli dany pacjent bierze leki na noc to dostaje receptę, podobnie jest na weekend dawana recepta na wszystkie leki.
Na oddziale dziennym przychodzi się rano i wychodzi po południu. W między czasie są przerwy na których większość osób pali papierosy, no i jest obiad.
W letnie dni niektóre zajęcia odbywają się na dworzu, czasem zamiast zajęć jest urządzany grill, są też spotkania świąteczne, bal przebierańców itp.
Codziennie o ile jest tego dnia prowadzący lekarz, można w każdej chwili bez przeszkód z nim porozmawiać podobnie z psychologiem.
Na takim oddziale czuję się świetnie, jestem wśród swoich, nikt nikomu nie ubliża bo każdy jest z podobną przypadłością, każdy pewnie w normalnej rzeczywistości spotkał się pewnie z chamstwem, nietolerancją i wrogością ze strony tych "normalnych" tu każdy każdego lubi, akceptuje itp. Kolejny raz się przekonałam, że zdecydowanie wolę towarzystwo osób chorych psychicznie, niż zdrowych. Uwielbiam to miejsce, choć wydaję mi się, że już doszłam do siebie i mogłabym pracować, to jednak jestem tu dalej by się wzmocnić i nabrać siły psychiczniej i obojętności na wrogo nastawionych do mnie ludzi, by móc wrócić do pracy tam gdzie pracowałam...

Jeśli chodzi o szpital całodobowy to są spore różnice. Tam jesteś zamknięty ileś miesięcy, czasem dostajesz przepustkę by pójść na weekend do domu czy na teren szpitala z rodziną. Tam terapia skupia się na braniu leków, oraz na innej rzeczywistości. Jesteś zamknięty w wariatkowie, zaczynasz zapominać o normalnym świecie, realny świat wydaje Ci się miejscem w szpitalu, zapominasz o tym co jest złe na zewnątrz, jesteś tutaj i tu czujesz się najbezpieczniej na świecie, przynajmniej Z mojej perspektywy tak było. Czujesz się kochany i ważny dla osób, w końcu Cię odwiedzają!
Gdy masz lęki zaraz dostaniesz pigułkę i uciekniesz w sen. W każdej chwili możesz porozmawiać o wszystkim z lekarzem, on Ci pomoże, jest jakby bogiem, jest dla Ciebie, on jest specjalnie by Ci pomóc.
Są śniadania, obiady i kolacje, niezbyt smaczne ale co z tego skoro najbliżsi Ci coś smacznego kupią.
Ogólnie jest bardzo spokojnie, czasem zdarzy się, że ktoś ma psychozę i się bardzo dziwnie zachowuje, ale to są pojedyńcze osoby. Jeśli ktoś zaczyna być agresywny to go zamykają do izolatki i jest spokój. Ale to są jednostki, czasem, ktoś coś mówi do siebie, albo myśli że jest Maryją, ale czy na dworzu nie spotyka się takich ludzi?!
Mocno chorzy ciągle śpią, inni starają się zapełnić czas. Najlepiej się spędza go na papierosie, wtedy się najwięcej rozmawia z ludźmi, można też na palarni włączać innym swoją muzykę czy oglądać z innymi teledyski.
Jest nudno, ale jest telewizor, można skupić się na książce, w niektórych szpitalach zdarzają się gry planszowe czy karty ale już coraz rzadziej... Czasem jest terapia zajęciowa ale to jedyna terapia w takim miejscu, czasem się ma psychologa.
Jeśli w końcu wyjdziesz to ciezko Ci jest przystosować się do normalnego życia, w końcu tam było tak bezpiecznie, a tu znów miliony spraw do załatwienia, problemy, praca itp. ale już lepiej się czujesz i idziesz do przodu!

poniedziałek, 18 marca 2019

Gawra

Od tygodnia jestem w psychiatryku na oddziale dziennym. Załamały dwie sytuacje. Najpierw sąd, bo szkoła zgłosiła nas do sądu w sprawie kuratora. Bo co bo chorzy jesteśmy? Bo mamy problemy z synkiem? Mamy problemy, ale nie zaniedbujemy tego, ma zdiagnozowaną depresję, dostaje na to leki, podejrzewają u niego zespół Aspergera. Oby nie... No ale nie olewamy tego, chodzimy z nim na diagnozę i do różnych specjalistów. Teraz od miesiąca jest w domu bo zwichnął nogę i chodzić nie może i siedzi w domu, zapisujemy go do ortopedy. Mamy obecnie problem z wszami i Sara też siedzi w domu. Co kilka dni wszystkich, siebie też odwszawiam różnymi preparatami, ale mało to daje, zacznę to robić codziennie... Nienawidzę tego cholerstwa ale jak trzeba to trzeba...
I ta sytuacja z kuratorem mnie przerazila, bardzo bałam się, że nam dzieci zabiorą. Ale jestem dobrej myśli. Jeśli dadzą kuratora to on może z pół roku będzie przychodził a potem można wnieść pismo o to by już nie nachodził.
W ten weekend pierwszy raz od tygodni wstałam na nogi. Więc znów zabieram się na generalne sprzątanie i wyrzucanie zbędnych rzeczy....

Jak byłam już w depresji ale jeszcze dałam radę pracować to pogrążyło mnie parę osób z pracy. Tak na mnie naskakiwali, wyzywając od najgorszych, z najgorszymi przekleństwami, trafiając w najczulsze punkty, tam mnie zgnoili, że nie dałam rady pracować. Jeszcze przed tymi mega ostrymi smsami, sytuacja w pracy stawała się coraz bardziej nieznośna. Nastała strasznie drętwa atmosfera między mną a kolegą z pracy, na którym mi kiedyś zależało i go bardzo lubiłam, potem jego znajomi zaczęli się do mnie przypiepszać, bo on powiedział im co zaszło między nami. Wyśmiewali się że mnie itp. ja też powiedziałam swoim znajomym, żałuję że powiedziałam jednej osobie bo ona wszystko szefowej powiedziała i się zaczęło. W całą sytuację było zamieszanych pół zespołu, powstała afera i szefowa prawie wszystkich z tych osób wzięła po kolei na rozmowę... Potem już szefowa zaczęła mnie gorzej traktować, przypiepszała się do mnie o cokolwiek... Ja nie radząc sobie z tym zaczęłam coraz częściej pić i brać duże dawki leków uspokajających i nasennych, zaczęłam chodzić na zwolnienia lekarskie i coraz bardziej byłam załamana, zwłaszcza po tych wulgarnych smsach, które potem otrzymałam. W końcu mąż i kilka znajomych powiedzieli mi że koniec! Że mam iść na długie zwolnienie lekarskie i iść na oddział dzienny. Tak też się stało i jestem dopiero tydzień, a od 2 dni stanęłam na nogi.... Pewnie zmiana środowiska mi pomogła ale i leki które od jakiegoś czasu, jeszcze przed szpitalem zostały mi zwiększone...

Czy wrócę tam do pracy? Nie wiem. Jeśli będę w pełni sił by dać radę być obojętna na tych idiotów i ich zaczepki i jak sytuacja w pracy się oczyści i jeśli szefowa nie przerzuci mnie do innego działu to może wrócę. Zobaczymy, na razie staram się nie myśleć o pracy i skupić się na terapii...