poniedziałek, 26 sierpnia 2019

O śmierci...

Mama umarła 06.08.19 a 14.08.19 miała pogrzeb. Jej ciało zostało skremowane i zamieszkało w grobie razem z jej rodzicami a moimi dziadkami.
Trochę rodziny i znajomych zebrało się na pogrzebie. Sam pogrzeb znosiłam ciężko zwłaszcza spotkania z niektórymi osobami z rodziny. Te wymuszone kondolencje podczas, że dobrze wiedziałam, że woleliby do mnie nie podchodzić.
Samą śmierć przeżyłam jako tako. Nie chciałam się w nią zagłębiać by nie wpaść znowu w depresję, a dopiero z niej wyszłam.
Poza tym jak się igra ze śmiercią, jak wielokrotnie chciało się już nie istnieć, to nie patrzy się na śmierć bliskiej osoby jak na coś strasznego. Ja nie rozumiem reakcji zdrowych osób, że to coś strasznego, nieodwracalnego itp. oni zapewne nie rozumieją mojego punktu widzenia.

Dla mnie śmierć jest piękna. Jest możliwością do przejścia do niepowtarzalnego, prawdziwego świata, i niecierpienia po wszeczasy...
Żyjemy tutaj w czyścu za Adama i Ewę, za to że zgrzeszyli. Jesteśmy na tym świecie by spełnić swoją misję, dla jednych misją jest pomaganie bezdomnym osobom dla innych opieką nad bezpańskimi kotami dla innych zupełnie coś innego. Jesteśmy tu po coś, po to by dać siebie innym. Popełniać błędy i naprawiać je... By potem w Raju móc zasłużyć na wieczne wytchnienie i wieczne szczęście. W tym pseudo życiu jesteśmy chwilę, tam będziemy żyć wiecznie...

Po co mam się zadręczać tym, że matka trafiła do lepszego świata? Oczywiście trochę mi przykro, że nie przyjdę już do niej na herbatkę, że jej nie przytulę...
Ona była mi jakby pierwszym dzieckiem, przez kilka lat ja jej byłam rodzicem, szkoda że akurat wtedy gdy najbardziej kogoś potrzebowałam, no ale cóż była bardzo chora... Przez to miałam z nią bardzo zimne relację i żadnego wsparcia ale sobie poradziłam, niektórzy mi pomogli....

Jej rola w tym życiu się skończyła, teraz wiecznie wypoczywa, a dla nas Raj jeszcze się nie otworzył. Teraz muszę załatwiać sprawy związane z nieprzejęciem długów po niej itp.
Dobrze że są ludzie, którzy mnie wspierają i pomagają. Samą nie potrafiłabym przejść przez ten czyściec...

sobota, 3 sierpnia 2019

Eutanazja

Moja matka jest umierającą, niknie w oczach. To straszne widzieć jak cierpi.
Ma nowotwór z przerzutami na cały organizm. Ma wodobrzusze, wygląda jakby była w 9 miesiącu ciąży. Ma założony cewnik ale co z tego jak ma nabrzmiałe nogi i dosłownie przez stopy wychodzi jej mocz. Dostaje morfinę, kroplówki i leki, jest w szpitalu na oddziale chorób wewnętrznych.
Każdego dnia gaśnie w oczach, nie jest w stanie sama wstać z łóżka, nie jest w stanie nic jeść bo wymiotuje. Wygląda jak moja babcia przed śmiercią...

Czasami się zastanawiam czemu nie ma zezwolenia na eutanazję dla takich ludzi, którzy widać że okropnie się męczą, a zostało im kilka tygodni życia. Nie mówię tu o osobach np. z depresją, którzy chcą się zabić bo nie radzą w sobie w życiu. Sama miałam próby samobójcze, ale przekonałam się, że dobrze dobrane leki, psychoterapia i przyjaciele, potrafią zdziałać cuda, mimo że na początku brania leków czy w stanie kryzysu wcale się tego nie widzi..

Wracając do eutanazji. Mówi się, że tylko Bóg, może odebrać komuś życie, ale czemu pozwala by ludzie tak cierpieli przez tygodnie czy miesiące. Jeżeli Bóg nie może nic na to poradzić, to powinni zalegalizować eutanazję i tylko dla tych co są przed śmiercią i wyrażają na to zgodę, w innym przypadku byłoby to bezprawne.