Nad miastem sobota. Siedzę w pracy na bielanach i piję sok oziębinięty niczym z nocy październikowej wczoraj.
Studentów wiele się wymyka drzwiami nie oknami na pozór nie gimnastycznymi z halami.
W żyłach płynie spokój nadmierny o ile nie zwycięży facet na pozór niewinny ogarnięty w ciemnościach mroku.
Dyżur nie ochronny obchód godzinny godziny godziny i do chaty nie odległej by poczuć i usłyszeć i wsciekac się miłosiernie na serca razy 3 plus dwa.
I poczuć ich uśmiech i poczuć jego bliskość zanurzyć się w kocu zamknąć powieki by obudzić się znów i dyżurować.
Gdy dzień się skończy czarna noc nastanie po nocy dzień nadejdzie. I tak w dalej i dalej...
Tekst stworzyłam dziś zainspirowana "Parapetem" Comy.
Bardzo fajne. Dobrze jest mieć do czego/kogo wracać, a praca jak to praca - trzeba wytrzymać, żeby mieć z czego żyć. Dasz radę. Pozdrawiam ciepło całą czwórkę.
OdpowiedzUsuń