środa, 17 sierpnia 2016

idzie rak - niebo? rak? jak uszczypnie będzie śmierć

Gdybym mogła wybrać, kiedy zechcę umrzeć, byłoby to w okresie dorosłości moich dzieci, wtedy właśnie, gdy będę pewna, że poradzą sobie w życiu już beze mnie. Chciałabym by założyli już własne rodziny, chciałabym choć na moment być babcią, a najlepiej by wnuczęta były na tyle starsze, żeby mnie zapamiętały i na tyle małe by nie odczuły straty.
Często żartujemy sobie o śmierci z Michałem, pragniemy oboje umrzeć wspólnie jako staruszkowie, trzymając się za ręce obok siebie. Chcę tak, ale tylko wtedy gdy nasze dzieci już będą dorosłe, nie chcę ich osierocać, dzieci są dla mnie  wszystkim!

Pamiętam siebie - nastolatkę z przeżyciami jakich nie znała większość rówieśników. Pierwsze symptomy depresji ujawniły się podczas gimnazjum. Wtedy była gigantyczna siła negatywnych emocji, tak silnych, że skłaniały mnie do samobójstwa. W tamtym okresie wiele razy próbowałam się zabić, dopiero później zaczęły się sznyty, przedawkowywanie lekarstw i psychiatryki.
Znam przeszłość swojego męża, też nie miał łatwo, zabawne jak dwoje niedoszłych samobójców zeszło się i mimo wszystko cieszą się i oboje pragną żyć, pragną żyć...

Czemu zanudzam Was o śmierci? jakże jednego dnia jest ona bardzo daleko a innego dnia potrafi być blisko. Zdiagnozowali u mnie niedoczynność tarczycy, zapewne czeka mnie operacja wkrótce, mam mieć wykonywane badania na to czy nie mam nowotworu...  Strasznie się boje tego, dlaczego gdy udaje mi się podnieść ze stanu depresyjnego, zaraz pojawia się coś co nokautuje ten dobrostan.
Niedawno przeżywałam nowotwór matki, później zaginięcie kotki, a także parę innych spraw dla mnie istotnych, a teraz znów cios poniżej pasa. Chciałam się wyżalić przyjaciółce, ale odpisała, ze nie ma dostępu do internetu i zakończyła rozmowę. Może nie ma, może ma, może ma coś na koncie w tel może nie ma. Tak czy inaczej poczułam się olana i cholernie samotna. Cieszę się natomiast, że wygadałam się trochę matce, że przejęła się tym i kazała mi robić badania. Ale czy to nie jest tak, że ona się mną zawsze przejmowała tylko wtedy gdy uważała, że coś jest ze mną nie tak. gdy byłam czy czułam się zdrowa nie dostrzegała mnie?!!
Czy naprawdę jedynymi osobami, którym nie jest obojętne moje istnienie jest mąż i dzieci???
Tak czy inaczej, jakbym była niedostrzegalna, nieakceptowana, i gdyby darzyli mnie nienawiścią wszyscy inni to i tak pragnę żyć dla tych trzech ogromnie ważnych dla mnie osób, dla męża i dwójki dzieci. Dlatego proszę teraz Boga w imieniu Jezusa, by nie zabierał mnie z tego świata,  teraz, ani w ciągu najbliższych lat, niech poczeka, niech walczy z szatanem i niech zabierze mnie przynajmniej wtedy jak dzieci będą dorosłe... i to samo niech dotyczy Michała. Chroń nas Boże i nie dopuść by coś złego zdarzyło się naszym dzieciom, i chroń naszą zagubioną Peppę. Amen


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz