piątek, 16 grudnia 2016

Podsumowanie Roku 2016

W tym roku zdarzyło się  wiele różnych dobrych sytuacji które znacząco wpłynęły na życie .
1. Najważniejszą nową sytuacją w tym roku było spotkanie z qmpelą z Kąta po 10 latach. Czułam się bardzo samotna, bardzo brakowało mi choćby jedynej przyjaciółki od serca, takiej która będzie miała najbliższa, najważniejsza i ja dla niej też. Mąż jest mega najważniejszy ale czasem potrzeba drugiej takiej osoby bliskiej płci tej samej. Z L. się  zadawałam w liceum. Była to znajomość bardzo intensywna lecz krótka. Dzięki niej poznałam jak smakuje impreza do samego rana, co to jest ostre picie i kac niedowytrzymania. Z grzecznej  dziewczynki stałam się rockową trochę punkową dziewczyną, chodziłysmy na wagary i chlałyśmy pod gołym niebem. Szybko się skończyła ta znajomość gdyż przestała w ogóle chodzić do szkoły .  Po latach bardzo cieszyłam się na to spotkanie choć też bałam się, że L. będzie daleja taka imprezowa a ja skończyłam z tym, mam męża i dzieci nie mogłabym się kolejny raz upić i nie kontrolować swojego zachowania. No ale ona też wydoroślała i tak zaczęła się nasza przyjaźń i trwa po dziś.

2. Drugim znaczącym wydarzeniem było przygarnięcie drugiego kota Rebeki. Koty zaprzyjaźniły się ze sobą i czasem ścigają się po całym mieszkaniu.

3. Było też zaginięcie Peppy, która zmarła siatkę i uciekła przez okno. Po kilku miesiącach udało się nam ją znaleźć .

4. Skończenie szkoły policealnej.Otrzymałam Dyplom Instruktora Terapii Uzależnień

5. Założenie strony Antynarkotyk na fejsie

6. Zaczęłam z L. pisać książkę

7. zaczęłam pracować na AWF ie przy sprzątaniu .

8. Po ukończeniu szkoły podjęłam się bycia wolontariuszką przy pomocy bezdomnym .

9. Odchrzaniła się od nas opieka społeczna.

10. zaczęliśmy robić remont w mieszkaniu .

11. U matki wykryli raka, miała chemię i w końcu go pokonała.
To nie jest w kolejności chronologicznej. Jak przypomnę sobie więcej to napiszę.

środa, 14 grudnia 2016

Z rozmyślań przed świętami

Święta nadchodzą wielkimi zimowymi butami,mimo choinki i kupionych większości prezentow nie ma u nas atmosfery swiątecznej. Znowu chorujemy, tym razem ja też.  Ja i Natalia angina Sara szmery w oskrzelach .  I oczywiście wyrzuty. Mówi się o matkach które nie mają czasu chorować bo muszą się zająć dziećmi i domem i z gorączką czy nie są niczym super bohaterowie dla swoich dzieci, a ja totalnie wymiękam. Leżę w łóżku i nasłuchuję co dzieci robią,jak potrzebują czegoś to im daje ale nie jestem ciągle przy nich. Tak samo nie daję rady sprzątać .  Teraz już  dużo lepiej jest ale w pierwszych dniach to czułam się umierająca .  Może wcale tak nie jest że mamy nawet z ostrą chorobą dają sobie radę,może to tylko mit, slogan reklamowy.
Nieważne .

Miałam jakaś manie  kupowania prezentów dla dzieci i teraz liczymy każdy grosz  i tak będziemy musieli pożyczać a jeszcze musistnieje kupić dla innych prezenty i jedzenie na święta.

Przyjaciółka i moja matka wyszły  ze szpitala .  Przyjaciółka to super w końcu spędzi święta w domu. A matka to wyszła na własne żądanie  po zaledwie tygodniu bo pokłóciła się z inną pacjentką. Chwilę później była u nas w bardzo niestabilny stanie i doszło do wielkiej kłótni boję się jak to będzie na święta z jej udziałem .

I ogólnie taki podły nastrój .  Nic mi nie wychodzi. Zwłaszcza sprzątanie .

niedziela, 4 grudnia 2016

Świat Harrego

Już dawno dawno temu stałam się miłośniczka przygód Harry'ego Pottera. ostatnio przeczytałam kolejne dalsze losy bohaterów i ich rodzin. Stare fakty ujrzałam w nowym świetle. W poprzednich  książkach Harry był ukazany jako chłopiec bardzo samotny z ciężkim bagażem doświadczeń. Gdy natomiast trafił do Hogwartu stał się bardzo lubianym silnym i odważnym chłopcem. W najnowszej powieści jest pokazany dawny nieprzyjaciel Pottera,snobistyczny chłopiec który był nie lubiany w szkole i czuł się bardzo samotny,zarówno on jak i dawniej jego ojciec. Samotność i niezrozumienie doprowadziły tą bogatą rodzinę do zguby.
I teraz pytanie. Kim ja bym była w świecie Harry'ego? 
Może dzieckiem które odnalazło się w magicznym miejscu, czy może odrzuconą samotną dziewczynką, albo szkolnym nieudaczników, pozdobnie jak Nevil'e który w końcu jednak został  nauczycielem...

czwartek, 1 grudnia 2016

Terapeutyczny Dialog

Ostatnio było  ciężko ze mną ale już w miarę dobrze choć sznyty na rękach mi przypominają o zaistniałych sytuacjach, tych z przeszłości i tych z teraz.

Postanowiłam napisać dialog, rozmowę z moją z matką. Realnie taka rozmowa zapewne nigdy się nie odbędzie, gdyż  moja matka ma okropnie silny system wyparcia, ale może mi ten dialog pomoże zamknąć wiele spraw.
Zaczynam od najwcześniejszych sytuacji i nie wiem ile mi to postów zajmie. zobaczymy.

Vanitas - Mamo, dlaczego piłaś w ciąży i w ciąży paliłaś a wiedziałaś, że ciąża jest zagrożona, poza tym poroniłaś wcześniejsze dwie ciążę? 
Matka -  ale ja przecież nie byłam uzależniona od alkoholu i przez większość ciąży nie paliłam. Twój ojciec ciągle przy mnie palił nawet wtedy gdy miałam silne mdłości. On się znęcał nade mną!
V. - Przecież wiesz,że  nie wolno palić w takim stanie kobiecie
M. - Ojciec mnie namawiał
V. - 17 kwietnia byłaś z ojcem na weselu znajomych. Byłaś w średnio  zaawansowanej ciąży jednak sięgnełaś po alkohol i byłaś pijana...
M. - ja tylko zamoczyłam usta w winie
V. - Co nie zmienia faktu że w ciąży nie wolno się napić nawet najmniejszego łyka. Nie wiem czy wzięłaś kilka łyków czy więcej ale dostałaś chwilę później silnych skurczy i trafiłaś do szpitala. I urodziłaś mnie jako wcześniaka. Może gdybyś w ogóle w ciąży nie piła i nie paliła to może nie miałabym problemu z seplenieniem, może nie miałabym kłopotów z nauką, byłabym bardziej zdolniejsza i nie miałabym zaburzeń psychicznych. Rozumiesz co do Ciebie mówię? 
M. Tak, ale nie chcę już gadać, głowa mnie boli.




Wszystkie fakty powyżej zdarzyły się na prawdę. Ja pisałam językiem mowy mojej jak i matki. Te informacje wyciągnęłam  kiedyś  od rodziców . 

sobota, 19 listopada 2016

O tym i owym

Czuję w sobie złość, czuję w sobie moc....
To ja mam przewagę nad matką i wiem że mogłabym jej zaszkodzić nawet bardziej niż ona mi zaszkodziła. Ojciec też nie jest bezkarny, też był i jest toksyczny ale toksyczność matki była i jest o wiele toksyczniejsza. Nie dziwię się, że wiele osób decyduje się na zabicie swoich rodziców. Doszczętnie ich rodzice skrzywdzili  i nie potrafili się z tym uporać. oczywiście ta metoda nie jest dobra, to nie rozwiązuje ich sytuacji bo i nawet i po śmierci potrafią żyć w nich cały czas i krzywdzić ich cały  czas.  Trzeba to rozpracować i taki mam właśnie zamiar. Poczyniłam postępy w tym kierunku np napisałam do matki mnóstwo esow mówiących o tym co i jak robiła nie tak i jak to odniosło się do mnie. Niestety ona ma gigantyczny system wyparcia i Nie dotarło to do niej. Ale myślę , że w końcu do niej dotrę i zacznie żałować i przeżywać to co uczyniła a potem może uda nam się oczyścić atmosferę i mieć lepszy kontakt ze sobą. Dopóki to do niej nie dotrze nie da się oczyścić atmosfery.
Rodzice przez te moje smsy mogą póki co nie chcieć mieć z nami kontaktu mi to nie  robi różnicy i tak nie było między nami rozmów przychodzili tylko do dzieci na mnie nie zwracali uwagi. Dzieci ich kochaja i będą tęsknić za dziadkami ale jesli oni nie chcą to nie nie będę nikogo zmuszać, a dzieci niekoniecznie muszą mieć toksycznych dziadków.

sobota, 12 listopada 2016

Projekt Dom -Rzeczy

Zaczęłam wdrążąć projekt w życie. Na razie zajmuję się porządkowaniem rzeczy. Przez ten tydzień udało mi się przejrzeć naszą  giga szafę  i powywalać niepotrzebne szmaty. Trochę miejsca powstało wolnego ale i tak mam masę  brudnych ubrań w łazience. Był u nas teść i naprawił suszarkę i teraz mamy i w łazience i w kuchni. Także mogłabym robić dwa prania dziennie, ale z tym różnie  bywa.
Więc  dalej muszę  skupić się  na praniu i oddawaniu ubrań osobom potrzebującym ktorych nie nosimy.
Staram się  dbać o pościel głównie dziecięcą, by dzieci miały zawsze pościel bo z tym bywało  różnie.  U nas na kanapie ciągle prześcieradło spada,nie cierpię  czegoś  takiego.  Może  jak dam inne będzie lepiej. W dodatku fajnie byłoby  byśmy scielili łóżka choćby te w naszym pokoju,codziennie a nie tylko wtedy jak goście przychodzą. I super byłoby kupić  jakąś fajną narzutę na kanapę.
W naszym pokoju chcę  koniecznie książki ogarnąć, przełożyć je do innej szafki, stare dokumenty powywalać a te dobre uporządkować. W dziecięcym muszę  przejrzeć wszystkie zabawki i powywalać zepsute i oddać  te którym się dzieci nie bawią.  Fajnie byłoby to zrobić  jeszcze przed świętami to by jakieś  dzieci dostały  na święta od nas zabawki.
Tak ogólnie chce w każdym pomieszczeniu przejrzeć  półkę po półce. Pewnie mi to duzo czasu zajmie.
Temat Rzeczy jest dla mnie chyba najtrudniejszy z tej książki i największy mamy z tym problem zwłaszcza by nabierzaco sprzatać. Ale musimy w końcu  to opanować, nie chcę  by nasze mieszkanie stało się podobne do miejsca gdzie moi rodzice mieszkają.  Chcę  to zrobić dla dobra naszej rodziny.
Postępy  są jednak w małych  kroczkach. Po mału idziemy do przodu. Oby tylko się nie cofać  i nie za długo stać  w miejscu.

sobota, 5 listopada 2016

Projekt Dom - Przygotowania

Nabyłam książkę Gretchen Rubin pt. Projekt Szczęśliwy Dom. Autorka tej książki stworzyła projekt, który pomógł jej w szczegółowy sposób na stworzenie pełnego ciepła i bliskości domu, budowaniu lepszych relacji z rodziną, stworzenie bezpiecznego i czystego mieszkania, które daje nam poczucie że to my w nim rządzimy, gdzie dom ukazuje osobowości osób mieszkających itp.

Postanowiłam w raz z pomocą tej książki podobny projekt zrobić. Oto początek:

Projekt Dom

co mogę zrobić by poczuć się lepiej?
mniej czasu poświęcać sprzątaniu więcej rodzinie - ale żeby w mieszkaniu było w miarę czysto - trzeba odkładać wszystko na miejsce i angażować rodzinę do sprzatania.
nie poddawać sie depresji i nie leżeć w lozku przy dzieciach.
rozmawiac co noc z Michałem.

Jakie przyczyny złego samopoczucia mogę wyeliminować?
leżenie przy dzieciach
rzucanie wszystkiego gdzie popadnie
nie zajmowanie się dziećmi
godzinne bajki

 Rozwój
Ja wolontariat i szukanie lepszej pracy
Michał ukonczenie liceum
Sara Szkoła Tańca
Natan zajęcia w grupie po przedszkolu


czwartek, 3 listopada 2016

Dzień pełen wrażeń - lubię to!

Na spontanie spotkałam się z przyjaciółką, najpierw udałyśmy się do pracy jej faceta bo musiała mu coś podrzucić, potem pojechałyśmy do mojego nowego psychologa do fundacji zobaczyć.org jest to organizacja która wspiera osoby niepełnosprawne i daje im wsparcie psychologiczne i wsparcie zawodowe. Nie działają na NFZ i można dostać się za darmo bez czekania w kolejce, jedyny warunek to trzeba mieć orzeczenie.
Bardzo sympatyczna pani psycholog - psychoterapeutka. Już na pierwszej wizycie rozmawiałam z nią o największych kryzysach mojego życia, następna wizyta za tydzień. Zaraz po terapii pojechałyśmy do mnie by za chwilę udać się na wolontariat L. pierwszy raz była na czymś takim i spodobało się jej. Ja cieszę się że razem brałyśmy udział w pomaganiu bezdomnym. Jakie fajne i pożyteczne rzeczy można robić bez picia alkoholu! Później pojechałyśmy pod Warszawę do jej domu bo spontanicznie zdecydowałyśmy, że będę u niej nocować. Mąż się zgodził zostań sam z dziećmi, zresztą nie jest sam bo ktoś mu pomaga.
Jutro kolejny dzień wrażeń a potem stęskniona wracam do Michała i dzieci.
Fajnie od czasu do czasu poszaleć i pojeździc po całej Warszawie i nie tylko by potem odpoczywać w spokojnym niepoukładanym życiu!

czwartek, 20 października 2016

Podświadomość

Czytam o podświadomości, wynika z tego, że od małego byłam zaprogramowana do tego by mieć depresję. od najmłodszych a może i w okresie niemowlęcym.
Matka tyle razy się chwaliła że urodziłam się z cechami wcześniaka. Mówiąc to miała uśmiech na twarzy. Tak bardzo chciała żebym podpadała na zdrowiu? Od zawsze uważała za kruchę dziecko. takie którym trzeba się ciągle opiekować takie które nie poradzi sobie w życiu. W pewnym wieku byłam dalej kąpana przez babcie czy matkę choć to był wiek w którym rówieśnicy od dawna robią to sami, ba! moje dzieci w wieku trzech lat już sie zaczeły same myć a co dopiero ja jako dużo starsza dziewczynka. ale to nie wszystko. do szkoły zaczełam sama chodzić gdy rówieśnicy od jakiegoś czasu chodzili sami. Koleżanka w pierwszych klasach podstawówki śmiała się ze mnie że mam ubrania które noszą w przedszkolach a nie już w szkołach. Nie umiałam też się bronić przed nie przychylnymi osobami. Nawet w starszych klasach podstawówki jak ktoś mi dokuczył zwierzałam się matce i ona następnego dnia zjawiała sie w szkole zamiast ki powiedziec jak sie mam obronic i krzyczała na te osoby ktore mi dokuczały. W sumie nie czułam od niej miłości i większego zainteresowania chyba ze w tedy gdy byłam z gorączką czy w jakimś szpitalu. To wszystko wchodziło do podswiadomości i uczyło że nie warto być zdrowym, że lepiej być słabszym i gorszym od wszystkich że wtedy czuję się znacznie bezpieczniej, że ktoś mi pomoże a wtedy właśnie czuję się kochana i bezpieczna. Głupie to ale i do tej pory mam to że gdy czuję się gorsza od innych wtedy czuję się lepiej. rzadko natomiast lubię gdy np ja coś mam czy lepiej wyglądam od innych.
To myślenie żeby być gorsza że ja i tak nic nie potrafie ze zawsze ktoś bedzie lepszy że zawsze ktos mi pomoze i ze nie warto sie starac, to wszystko wpędziło mnie w przewlekłą depresje i inne zaburzenia. i potrzebuję długoletniej terapii ktora mi choć trochę przestawi w głowie by nie myslec i nie dzialac jak mam zakodowane w psychice. przydałaby mi się psychoanaliza albo inne psychoterapie które powołują się na dziecinstwo.

sobota, 15 października 2016

Akademia

Nad miastem sobota. Siedzę w pracy na bielanach i piję sok oziębinięty niczym z nocy październikowej wczoraj.
Studentów wiele się wymyka drzwiami nie oknami na pozór nie gimnastycznymi z halami.
W żyłach płynie spokój nadmierny o ile nie zwycięży facet na pozór niewinny ogarnięty w ciemnościach mroku.
Dyżur nie ochronny obchód godzinny godziny godziny i do chaty nie odległej by poczuć i usłyszeć i wsciekac się miłosiernie na serca razy 3 plus dwa.
I poczuć ich uśmiech i poczuć jego bliskość zanurzyć się w kocu zamknąć powieki by obudzić się znów i dyżurować.
Gdy dzień się skończy czarna noc nastanie po nocy dzień nadejdzie. I tak w dalej i dalej...


Tekst stworzyłam dziś zainspirowana "Parapetem" Comy.

niedziela, 25 września 2016

Samobójstwo fejsbukowe

Internetowe samobójstwo? Tak ale tylko fejsbukowe. Mejle muszę mieć aktywne ze względu na kontakt choćby przedszkolny. Mam dosyć fejsbuka nadmiaru informacji i znajomych z którymi zamieniła trzy słowa w realu. Poza tym jestem przytłoczona wszystkim, całym moim życiem, wszystko oprócz mojej rodziny i tego, że nie ćpam i nie chlam, wszystko inne jest do dupy. Potrzebuję regeneracji i dojścia do siebie, skupieniu się przede wszystkim na sobie i swojej rodzinie by było lepiej. Myśli destrukcyjne są, ale lepiej zakonczyć życie fejsbukowe niż prawdziwe. Na portal będę mogła kiedyś wrócić, do prawdziwego życia nie...
Gdyby nie mąż i dzieci to by mnie tu zapewne nie było, dla nich muszę i w gruncie rzeczy chce żyć, dla nich tylko, oni mnie potrzebują, nikt inny by nie przejął się moją smiercią, tylko oni.
Nic mi w życiu nie wychodzi, nawet w sprzątaniu w pracy byłam najgorsza, po pracy byłam bardzo zmęczona, nie miałam siły na dom i dzieci. Po tym incydencie brygadzistki przestałam pracować na tamtym obiekcie. Jednak szef mnie namówił na dalszą współprace tyn razem na jednej z warszawskich uczelni. Mam tam robić ale tylko w weekendy i na pół etatu. Czemy szef chce dalej bym pracowała, przecież byłam najsłabszym pracownikiem? Może wierzy we mnie, może jednak nie było tak źle z moją pracą, a może tylko zależy mu tylko na dofinansowaniu z pfronu?
Zgodziłam się, bo mnie przeprosili bardzo za tą brygadzistkę, bo widać że chcieli bym u nich została no i spodobała mi się praca na weekendy i pół etatu. Od poniedziałku do piątku będę miała czas by się regwnerować psychicznie, zajmować się domem i dziwćmi. W koncu nie bedę narzekać ze nie mam czasu na dzieci czy na sprzątabie mieszkania. No a w weekend bo odprężeniu będę pracowała.
Wiem też że muszę się zapisać w końcu do psychologa, jak widać leki mało na mnie działają, a dłuższe odcięcie się od świata może tylko depresje pogłębić.
Póki nie mam jeszcze psychologa, będę starała sie skupiać na sobie by sobie pomóc, widzę, że coś ze mną się dzieję, a nie chcę być niewolnikiem łóżka i myśli s. Chcę dać dzieciom szczęśliwe dzieciństwo. Chcę by widziały że ich mama się usmiecha...

wtorek, 20 września 2016

Syndrom DDD, kotka, rakowi wspak razy dwa

Dorosłe dzieci z rodzin dysfunkcyjnych zachowują sie całkiem podobnie jak inni dorośli. Mogą mieć pracę, założyć rodzine i żyć prawie normalnie jak reszta ludzi. Te osoby są także w grupie ryzyka. Posiadają podatność na uzależnienia, na choroby psychiczne i zaburzenia. Ja jestem DDD, przez to i przez inne czynniki leczę sie psychiatrycznie na depresje na stany lękowe i nerwicę. Staram się w ramach możliwości zarabiam pieniądze i wychowywać dzieci. Jestem dorosłą przed 30stką kobietą ale czasami w stanach krytycznych zamieniam się w dziecko potrzebujące pomocy. Myślę ze tak ma wiele osób z tym syndromem. Dziś w pracy miałam bardzo nie milą sytuację z brygadzistką. Niedawno bylam na L4 bo dzieci mi chorowaly. Wczoraj byl siudmy ostatni dzien na dostarczenie tego i tak tez zrobilam. Brygadzistka przyjela ten dokument bez zastrzezen. Dzis natomiast rzuca mi go przed oczy i kaze mi go wyslac do biura. Ja jej powiedzialam ze zdziwila mnie ta sytuacja bo nigdy w zyciu nie spotkalam sie bym miala wysylac. Zawsze dostarczalam przelozonemu i on cos z tym robil. Powiedzialam ze nie zrobie tego bo nie dostalam takich instrukcji od szefa a to z nim podpusywalam umowe i ze w rzadnej pracy sie z tym nie spotkalam, powiedzialam ze zadzwonie do szefa i z nim porozmawiam na ten temat. Ona kazala mi to zrobic i wyszla. A ja w placz...
Tak sie rozlazlam ze nie bylam w stanie do niego zadzwonic. W ogole szew i poprzedni brygadzista zachowywali sie z szacunkiem do kazdej osoby a ta nowa brygadzistka albo krzyczy albo straszy albo nakazuje. Gdyby mi piwiedziala na spokojnie: sorry nie udalo mi sie tego zalatwic chcialabym bys to wyslala,to ok ale jak bez szacunku i z krzykiem to nie zrobie tego. Potem jakbym przemienila sie w dziecko, Michal i przyjaciolka mnie waparli, maz tez zapewnil ze porozmawia z szefem, tak tez zrobil a ja zdecydowalam sie zlozyc wypowiedzenie...
Dumna jestem z siebie ze w jakis sposob sie jej postawilam, kiedys pozwalalam by ludzie wchodzili mi na glowy, robilam w brew sobie nawet niedobre rzeczy tak by ze mnie sie smiano a teraz dalej slabo ale zaczynam sie bronic, zaczynam nie pozwalac sobie wejsc na glowe. Niestety nie odwazylam sie porozmawiac z szefem mimo ze jest bardzo zyczliwy ale i tak robie spore postepy.
Obecnie jestem przerazona ta sytuacją mam nadzieje ze szybko sie zakonczy.

Chcialam dodac tez to ze mama wygrala walke z rakiem pi miesiacach chemii, a takze to ze Peppa jest juz z nami w mieszkaniu, a ja mam niedoczynność tarczycy i biore na to leki, ale nie mam rzadnych woli, nowotworów itp!

wtorek, 6 września 2016

Czym jest prawdziwa miłość?

Jedni sie rozstaja inni sa ze soba cale zycie by pozniej romantycznie lezec pochowanym obok siebie w grobie... Ja marze o tym, marze by zestarzec sie razem z Michalem by trzymac sie razem za rece jako staruszki... Podobno siudmy rok malzenstwa jest decydujacy. Wtedy jest najwiecej rozwodow. My w grudniu bedziemy obchodzic 6 rocznice zblizamy sie to tej nieszczesnej siudemki. Ale licze na to ze przebrniemy przez nia bezbolesnie no moze z malym zadrapaniem. Sztuka nie jest kochac druga osobe sztuka jest by pomagac sobie w niedoli by zwracac uwage na swoje wzajemne potrzeby i wzmacniac sie nagradzajac. Niektorzy ludzie uwazaja ze jak motylki w brzuchu znikna to znika milosc. To nie jest prawda. Najmocniejsze uczucie milosci jest na poczatku zwiazku. Zbiegiem czasu zakochanie sie konczy pojawia sie zaangazowanie i intymnosc a uczucie kochania drugiej osoby raz jest wyzsze a raz nizsze. To normalne w kazdym zwiazku. Niestety wielu ludzi tego nie wie i daza ciagle do pierwszego etapu zakochania do tych "motylkow" stad tyle rozwodow w kolko znajdywanie coraz to nowego partnera ktory sprawi ze znow bedziemy czuc uniesienie. Ludzie rozstaja sie tez gdy cos w relacji sie popsuje. Zamiast to naprawic uleczyc relacje wyrzucaja ten zwiazek do smieci niczym zepsuta pralke i angazuja sie w nowy zwiazek. Pralke te moznaby bylo naprawic podobnie jak kilkuletni zwiazek ale co tam za duzo z tym roboty latwiej jest zamienic na lepszy model...
W swoim zyciu bylam zaledwie na trzech slubach. Pierwszy to jak bylam w brzuszku mamy drugi u kogos z rodziny i trzeci moj wlasny. Dwa pierwsze sie rozpadly bardzo szybko. Mama rozstala sie z tata gdy mialam rok. Kilka lat temu ponownie zeszli sie razem. Co z tego ze ojciec przychodzil do mnie bardzo czesto kiedy nie bylo go gdy najbardziej tego potrzebowalam. Dzis sadze ze to przeze mnie sie rozstali. Nie umieli sie dogadac w kwestii wychowania wiec sie rozstali a jak tylko wyprowadzilam sie z domu matki to znow sie zeszli. Tak jakbym cale zycie przwszkadzala im w ich malzenstwie A teraz nie uznaja twz ze maja corke. Ciagle tylko pytaja sie o wnuki i z nimi sie bawia o moich sprawach bardzo zadko sie ibteresuja... Jestem dorosla ale tez czasami potrzebuje od nich wsparcie.
Pare lat temu bylam na slubie u kogos z rodziny. Odbylo sie to w popularnym warszawskim kosciele. Caly kosciol byl zapelniony tlumem gosci. Piekna suknia i garnitur, kosciul udekorowany a zaraz po slubie bardzo kosztowne wesele. Pierwszy taniec mlodej pary i inne zabawy. Para mloda zdala sie juz dlugo, mieli oni swoje wzloty i upadki ale pieknie pasowali do siebie. Znalam meza tej znajomej. Bardzo sympatyczny i wesoly gosc. Polubilam go od pierwszej chwili gdy go poznalam. On tez pomogl nam na naszym slubie. Pol roku temu sie rozstali. Nie znam szczegulow. Przezylam to bo idealnie do siebie pasowali przynajmniej tak mi sie wydawalo. Dzis nie maja ze soba kontaktu a mimo to na portalu sa dalej znajomymi a nawet tez i malzenstwem. Dowiedzialam sie tez ze oboje sa w nowych zwiazkach. Poznalam osobiscie chlopaka tej znajomej i nie przypadl mi do gustu. To jej wybor nic mi do tego choc bardzo mi przykro z zaistnialej sytuacji. Ale nie rozuniem czemu w salonie u jej rodzicow ciagle wisi jej zdjecie z tamtym facetem z dnia slubu. Przez oni razem tam przychodza. Glupio byc z kims gdy na scianie wisi zdjecie ciagle z bylym mezem. Rodzice jej moze tesknia do bylego znajomej ale swietnie sie dogaduja z tym nowym partnerem, czy jemu jej nie jest glupio z powodu tego zdjecia?
Ja na swo m koncie mam pare nieudanych zwiazkow ale po pierwsze nie dawalam im przysiegi malzenskiej a po drugie nie mam z nimi kontaktu nawet nie jestesmy znajomymi na fb bo wydaje mi sie to dziwne.

środa, 17 sierpnia 2016

idzie rak - niebo? rak? jak uszczypnie będzie śmierć

Gdybym mogła wybrać, kiedy zechcę umrzeć, byłoby to w okresie dorosłości moich dzieci, wtedy właśnie, gdy będę pewna, że poradzą sobie w życiu już beze mnie. Chciałabym by założyli już własne rodziny, chciałabym choć na moment być babcią, a najlepiej by wnuczęta były na tyle starsze, żeby mnie zapamiętały i na tyle małe by nie odczuły straty.
Często żartujemy sobie o śmierci z Michałem, pragniemy oboje umrzeć wspólnie jako staruszkowie, trzymając się za ręce obok siebie. Chcę tak, ale tylko wtedy gdy nasze dzieci już będą dorosłe, nie chcę ich osierocać, dzieci są dla mnie  wszystkim!

Pamiętam siebie - nastolatkę z przeżyciami jakich nie znała większość rówieśników. Pierwsze symptomy depresji ujawniły się podczas gimnazjum. Wtedy była gigantyczna siła negatywnych emocji, tak silnych, że skłaniały mnie do samobójstwa. W tamtym okresie wiele razy próbowałam się zabić, dopiero później zaczęły się sznyty, przedawkowywanie lekarstw i psychiatryki.
Znam przeszłość swojego męża, też nie miał łatwo, zabawne jak dwoje niedoszłych samobójców zeszło się i mimo wszystko cieszą się i oboje pragną żyć, pragną żyć...

Czemu zanudzam Was o śmierci? jakże jednego dnia jest ona bardzo daleko a innego dnia potrafi być blisko. Zdiagnozowali u mnie niedoczynność tarczycy, zapewne czeka mnie operacja wkrótce, mam mieć wykonywane badania na to czy nie mam nowotworu...  Strasznie się boje tego, dlaczego gdy udaje mi się podnieść ze stanu depresyjnego, zaraz pojawia się coś co nokautuje ten dobrostan.
Niedawno przeżywałam nowotwór matki, później zaginięcie kotki, a także parę innych spraw dla mnie istotnych, a teraz znów cios poniżej pasa. Chciałam się wyżalić przyjaciółce, ale odpisała, ze nie ma dostępu do internetu i zakończyła rozmowę. Może nie ma, może ma, może ma coś na koncie w tel może nie ma. Tak czy inaczej poczułam się olana i cholernie samotna. Cieszę się natomiast, że wygadałam się trochę matce, że przejęła się tym i kazała mi robić badania. Ale czy to nie jest tak, że ona się mną zawsze przejmowała tylko wtedy gdy uważała, że coś jest ze mną nie tak. gdy byłam czy czułam się zdrowa nie dostrzegała mnie?!!
Czy naprawdę jedynymi osobami, którym nie jest obojętne moje istnienie jest mąż i dzieci???
Tak czy inaczej, jakbym była niedostrzegalna, nieakceptowana, i gdyby darzyli mnie nienawiścią wszyscy inni to i tak pragnę żyć dla tych trzech ogromnie ważnych dla mnie osób, dla męża i dwójki dzieci. Dlatego proszę teraz Boga w imieniu Jezusa, by nie zabierał mnie z tego świata,  teraz, ani w ciągu najbliższych lat, niech poczeka, niech walczy z szatanem i niech zabierze mnie przynajmniej wtedy jak dzieci będą dorosłe... i to samo niech dotyczy Michała. Chroń nas Boże i nie dopuść by coś złego zdarzyło się naszym dzieciom, i chroń naszą zagubioną Peppę. Amen


piątek, 12 sierpnia 2016

Nowości

Naszej Peppy dalej nie ma. Pożyczylismy pułapkę łapkę i całe noce spędzałam by ją złapać. Raz nawet weszła do klatki ale ta skubana się nie zamknęła. Teraz już jej nie widać koło domu, więc już chyba przepadła. Myślę że poszła do bazy wojskowej a tam ja oczywiście się nie dostanę. Pozostaje mi tylko naklejać ogłoszenia w okolicy. Niestety jest bardzo płochliwa, unika ludzi więc nikt jej raczej nie złapie. Ostatni raz widziałam kotkę z brzuszkiem, spodziewa się małych, ale to nic, ważne by była z nami a kociaki zawsze można oddać.

Jakiś czas temu podjęłam pracę w charakterze wolontariatu w Warszawskim kościele. Ogólnie mówiąc robimy posiłki osobom bezdomnym i zapewniamy im rozrywkę. Ostatni raz jak byłam to włączyliśmy im film. Zdziwiło mnie to jak Ci bezdomni się kulturalnie zachowywali i niesamowicie byli zainteresowani tym filmem. Spodziewałam się też tego że będzie w tym miejscu dość brzydko pachnieć, jednak się myliłam. Byli czyści, radości i wdzięczni za poświęcany im czas. Szkoda że póki co to tylko wolontariat, taka praca na codzień by mi odpowiadała.
Wczoraj również dostałam odpowiedź z innego kościoła. Proponowali mi również wolontariat przy osobach bezdomnych ale wspominali również o możliwości pracy w ośrodku uzależnień. Nie wiem czy ta praca miała by być w charakterze wolontariatu czy zawodowym. Muszę umówić się na rozmowe i wybadać to.

Póki co tyle.

piątek, 15 lipca 2016

Gdzie jesteś Peppa???!!!

Już nie daję rady, poddaję się. Codziennie przeczesana dokładnie okolica, gdyby była tutaj byśmy ją już znaleźli. Chyba że w piwnicy jakiejś jest na osiedlu. Ale one są zamykane, my mamy dojście do naszej, w naszej klatce. Do innych nie mamy dostępu. Ale plakaty wiszą w okolicy. Jakby ją widzieli sąsiedzi to by dali znać. Może. A może nie.
Ona jest śliczna więc mógł ją ktoś chcieć zabrać do domu a wtedy już jej nie odzyskamy. Koło nas jest baza wojskowa, jeśli tam wlazła to nie mamy możliwości jej tam szukać.
Ja już nie będę specjalnie wychodzić w środku nocy by jej szukać. Pogoda bylae różna, teraz leżę w domu z goraczka i chorym gardłem. Mam tak wielką chrypę że nie mogę mówić.
Skupię się teraz na pisaniu kolejnych ogłoszeń w sieci i rozklejaniu ogłoszeń w coraz dalszych miejscach. Ale tracę wiarę że się znajdzie.

Martwię się, że nie straciłam jednego kota, tylko dwa. Kobieta z fundacji od której dostaliśmy Rebekę, zabrała ją jakiś czas temu na sterylizacje. Boję się że nie będzie ją chciała oddać po tym wydarzeniu. Ale to nie nasza wina. My przecież zabezpieczaliśmy okna, by nie było takiej sytuacji ale Peppa i tak przedarła siatkę i uciekła.

Jeśli ją ktoś widział to dajcie znać. Oto link do zdjęć i całej reszty: https://www.facebook.com/events/1040160439370694/?ti=cl

poniedziałek, 4 lipca 2016

Wakacje

Dopiero się wakacje zaczeły a my już wróciliśmy z wyjazdu. Dostałam L4 od mojego psychiatry ponieważ zaczęłam bardzo przeżywać chorobę matki i mam zmodyfikowane leki. Tak więc korzystając z okazji postanowiliśmy teraz wyjechać na upragnione morze niż w sierpniu.
Tak więc kierunek Władysławowo!

Zarezerwowałam pokój w pensjonacie "Mikuś" na kilka dób i dotarliśmy.
Codziennie oczywiście plaża i kąpiel w morzu. Dzieciaki nie chciały pływać choć miały rękawki i kombinezon ale fajnie bawiły się koło morza.
 Pojechaliśmy również na Hel i spędziliśmy dzień tam na plaży.
Ludzi mało, mało kąpiących było a nie taka zimna woda była.
Widzieliśmy port i sporo statkow, zawędrowaliśmy do lunaparku. Tam dzieciaki miały atrakcje na karuzelach, pojazdach itp, ja odważyłam się pójść na ekstremalną kolejkę. Przeżyłam szok, efekt był taki jakbym spadała i jakby kolejka miała się wykoleić. Po czymś takim człowiek docenia że żyje! Super sprawa ale więcej na to nie pójdę, straszniejsze niż horror.

Nakupiliśmy wiele pamiątek i po 4 dniach musieliśmy wracać. Dzień później miałam mieć egzamin zawodowy.

Dzieci, mąż i ja jesteśmy zadowoleni z wyjazdu, jak na pierwsze nasze wspólne wakacje to wypoczynek był nie za krótki i nie za długi. W sierpniu pewnie jeszcze do Ełku wyruszymy.

Co do egzaminu to to był test. Zawierał około 90 pytań ze wszystkich przedmiotów. 90 % umiałam a 10 % strzelałam odpowiedzi. Na pewno zaliczyłam wyniki będą w najbliższy wtorek. Teraz pozostaje mi znaleźć odpowiedni wolontariat i nabrać praktyki do pracy w podobnycm zakresie by później pracować zawodowo i pomagać ludziom na etacie.

Leki, nowe leki działają cuda. Wczesniej raz w tygodniu miałam spore ataki paniki, bezsenność i bardzo częste zabyrzenia lękowe. Dziś jak ręką odją nie mam tych objawów. Mam czasem stany depresyjne ale dużo rzadziej a innych objawów nie dostrzegam. :-))

sobota, 18 czerwca 2016

conieco o rodzicielstwie

tak mnie właśnie natchnęło na ten temat, więc piszę...

Moja przygoda z rodzicielstwem zaczęła się jeszcze w szkole średniej. W tym czasie nie miałam dostępu do internetu i chodziłam do sekretariatu w Kącie by serfować po internecie. Byl to czas już facebooka, czy może to było już zapomniane Grono. W każdym bądź razie dostałam na takim portalu wiadomość od nieznanego mężczyzny. Napisał on wiedząc ile mam lat (było pokazane na profilu, a miałam 19), że najwyższa pora by zajść w ciąże bo jestem w dobrym wieku rozrodczym itp.
Pamiętam, że oburzyła mnie ta wiadomość, razem z koleżanką uznałyśmy, że to zboczeniec i zablokowałam jego profil. Dziś śmieszy mnie ta historia, choć facet nie powinien się w trącać w takie tematy i zachęcać kobiety by zostały matkami, to jest zbyt intymny, zbyt osobisty temat.
W każdym bądź razie w głowie miałam koncerty, nie interesowało mnie macierzyństwo, chciałam się bawić itp.

Ileś lat później będąc na oddziale dziennym na którym poznałam Michała, rozmawiałam z pewną kobietą. Była to pielęgniarka lub lekarka na oddziale, zapytała mnie o dzieci, ja jej stanowczo odpowiedziałam, że nie chcę mieć dzieci, nie chcę bo się boję, boję się, że mnie własne dziecko znienawidzi (wtedy darzyłam niechęcią swoją matkę). Byłam już wtedy w początkowej fazie związku z Michałem, w sumie dopiero co się znaliśmy a on zaczął gadać, że chce mieć ze mną dziecko! Boże! nie wyobrażałam sobie tego, w tym czasie korzystałam z życia, imprezowałam, piłam sporo alkoholu, spotykałam się z innymi. oświadczyłam mu, że jeżeli zajdę w ciąże to on będzie mi płacił alimenty, jestem młoda i nie chcę być w takim poważnym związku aż do śmierci. On wziął to sobie do serca i zerwał ze mną, ja wpadłam w rozpacz, trafiłam na oddział całodobowy. I tam uznaliśmy że jednak się kochamy, że nie chcemy takiego związku "na luzie" i zaczęliśmy na poważnie być ze sobą.
Po wyjściu ze szpitala zapragnęłam zmienić coś w swoim życiu, zapragnęłam mieć dziecko. Staraliśmy się ale się nie udawało, potem on musiał wrócić do swojego rodzinnego domu, ale czasem się odwiedzaliśmy, raz ja byłam u Michała, raz on u mnie i na jednym z takich zjazdów się udało, jak tylko dowiedziałam się Michał przyjechał i zamieszkał ze mną u mojej matki i tak to się zaczęło...
Dziś myślę, że gdyby nie nasz syn Natan i jego poczęcie to by nam się nie udało, miłość na odległość by w końcu wygasła, ani ja nie mogłam na stałe u niego mieszkać ani on u mnie, o wynajęciu wspólnego mieszkania mogliśmy zapomnieć, dziecko sprawiło, że bez problemu Michał u mnie zamieszkał, a i był taki okres że i ja u jego rodziców mieszkałam...
potem nastąpił ślub i poród drogami natury.
Pierwsze dni w mieszkaniu z noworodkiem to był prawdziwy horror, kompletnie nie radzilam sobie z karmieniem piersią, choć bardzo chciałam by tak to się odbywało, gdy malec ssał mleko ja umierałam z bólu, Natek źle łapał sutki i miałam poranione do krwi, w porach nie karmienia ja myślałam tylko o tym, że zaraz znów będę musiała nakarmić dziecko i znów będzie mnie cholernie bolało, dostałam hydroksyzynę od lekarki na uspokojenie, bo innych leków przy karmieniu nie mogłam brać. Po dwóch tygodniach powiedziałam dość! przestało mnie interesować co powiedzą inni, że daje mleko z butelki. definitywnie zakończyłam z karmieniem piersią, wróciłam do antydepresantow, których w ciązy nie mogłam brać. I po malu odżyłam przy pomocy mleka modyfikowanego i swoich psychotropów. Na początku to mąż przeją większość obowiązków rodzicielski, gdy już ja poczułam się na siłach po lekach zaczełam czuć, zę jestem mamą.
Przy  Sarze udało mi się karmić piersią nie dwa lecz trzy tygodnie. Sara ładnie łapala brodawkę i tak mnie nie bolało jak wcześniej, przy córce bardzo lubiłam karmić piersią, nie pamiętam co się stało, że przestałam, chyba znów zaczełam się gorzej czuć i musiałam do leków wrocić, nie pamietam.

Najtrudniejszy dla mnie okres rozwojowy to włąśnie ten niemowlęcy, kiedy nie ma z dzieckiem prawie rzadnego kontaktu, gdy tylko płacze, je i śpi. Gdy zaczyna siedzieć, bawić się z Tobą, chodzić czy mówić wtedy jest o wiele lepiej. A gdy powie "mamo kocham cię" to już wiesz po co żyjesz.
Zawsze mam łzy w oczach gdy na dniu matki moje dzieci w przedszkolu, mówią wierszyki, śpiewają czy tańczą radując się zę mają rodzica. Niestety nie mogę tego zrozumieć, że zawsze, na imprezach tego typu, zawsze jakieś dziecko płacze, bo ono występuję a nie ma nikogo z jego bliskich. Nie rozumiem co może być ważniejsze dla rodzica niż własne dziecko, co skłoniło rodzica by nie przyjść?! jeśli naprawdę nie mogł przyjść to niech zaangażuje w przedstawienie inną bliską osobę - babcie, ciocie, dla której dziecko będzie mogło wystąpić.
kiedyś się spotkałam w przedszkolu, ze straszną sceną. Był akurat dzień babci i dziadka i dzieci występowały dla swoich dziadów i starały się jak tylko mogły. po występie podchodzi dziadek jednego dziecka i mówi:" ty wcale nie umiesz tańczyć, zobacz jak ta koleżanka obok ciebie tańczyła a jak ty to robiłaś, a i strasznie fałszowałas" itp dziewczynka się prawie nie rozplakala, usłyszała milion krytyki i zero pochwały. Takie dziecko czuje się niedowartościowane, niekochane, a potem ludzie się dziwią skąd tyle jest tych chorób psychicznych....

Oczywiście i ja nie jestem święta, staram się być dobrą matką doputy dopóki mnie choroba nie weźmie, gdy mam stan depresyjny cholernie nie nadaję się do niczego, do opieki nad dzieckiem też nie. Gdy mam stan łagodny ok dam dziecku picie czy jedzenie, czy nawet wykąpie, ale to jest dla mnie strasznie męczące i bardzo trudne do zrobienia, gdy mam stan głębszej depresji wtedy całymi dniami i nocami śpię albo leże. Na szczęście mam super męża ktory zawsze wesprze we mnie, często udaje mu się z tego dużego stanu wydostać, a jeśli nie to on zajmuje się w pełni dziećmi.
Biorę leki cały czas, bez nich pewnie nie udało by mi się z łóżka wstać. dziś tych złych stanów mam mało, pojedyńcze dni kiedy leże i nic nie zrobie, czasami to trwa kilka godzin, a czasami to dostaję tyle energii że bym mogła wszystko. Najcżęsciej jednak jest to stan umiarkowanej depresji, kiedy robie w miarę to co mam do zrobienia, choć wiele z żamierzonych celów mi nie wychodzi, robię, choć zmuszam się do tego, robie choć odczuwam ciągłe zmęczenie. I potrzebuje godziny dziennie by się zdrzemnąć po pracy i by nabrać nowych sił by zająć się domem i dziećmi. Są ludzie którzy nigdy tego nie zrozumią, najcżęściej dlatego bo się nie zetkneli z tą chorobą i nie próbowali zrozumieć. Najważniejsze, że dostrzegam kiedy jestem w pełni sił a kiedy muszę powiedzieć sobie -"dość" "odpocznij bo będzie gorzej z Tobą" i najważniejsze, że otaczam się ludzmi co rozumieją moje stany i mnie wspierają. innych osób nie zmienię. wiem też że nasze dzieci mają podatność na te nasze różne choroby, można oddziedziczyć je genetycznie, ale niekoniecznie, jest wiele czynnikow które wywołują choroby. Najważniejsza jest relacja w domu, amy staramy się jak tylko możemy by było dobrze.

środa, 1 czerwca 2016

ZŁOść

Czuję straszną złość na wszystkich w okół. Wczoraj matka miała pierwszą chemię. Tydzień temu na grupie mówiłam ludziom o chorobie matki. Wczoraj lęk przyją nade mną kontrolę i nie byłam w stanie sama z siebie rozmawiać o tej sytuacji. Czułam sie przezroczysta, tak jakbym nie istniała na grupie. Tydzień temu poruszałam temat tak trudny dla mnie. W końcu matkę wykańcza rak. A wczoraj tylko jedna osoba przed grupa zapytała się jak się czuję i jak matka się ma.
Ok. Sama z siebie nie poruszałam tego tematu ale często jest tak jeśli problem jest na tyle wazny czesto jest powracany przez terapeutke lub innych uczestników. A widać że dla nich to nie było ważne.
Czuję złość gdyż dziś jest dzień dziecka i chcielismy zabrać dzieci do kina a okazało się że bajki są grane zwykle do 15. Mogli by chociaż w dzień dziecka do wieczornej pory bajkie dawać.
Chyba pójdziemy do zoo a do kina w sobotę. Zależy to od pogody dzisiejszej.
Czuję złość bo rodzice przyjdą dziś do dzieci a nawet nie pomyślą o mnie że choć dorosła to dalej jestem ich dzieckiem a nie że tylko zawsze dzieci dzieci dzieci a ja się dla nich nie liczę.

P.S.
Czuję złość na siebie, że jednego dnia jestem ładna, pomalowana a innego dnia bez podkładu, bez makijażu i czuję się szkaradnie. Denerwuje mnie to jakbym nie umiała zdecydować i tkwiła na krawędzi. Raz sie przechyle w tą stronę i ładnie wyglądam i w miarę ok się czuję a innym razem w drugą stronę i czuję się okropnie i okropnie wygladam.
Wkurwia mnie to bo czy nie mogłabym codziennie lepiej wyglądać? Jak widać nie mogłabym. Gdy się hujowo czuję i zmuszam się do wstania z łóżka nie potrafię zmusić się do zadbania o wygląd. Czy to jest rozszepienie? Czuję sie jak dwie różne postaci jedna ładna wpół uśmiechnięta próbujaca minimalne mieć relacje i druga osoba, szkaradna o tłustych włosach, zalękniona z fobią społeczna i depresją. Nie potrafie zrobić by złączyć te postacie ze sobą. Czy inni depresyjni też tak mają? Czy to podchodzi pod rozczepienie i to całkiem inna bajka?

poniedziałek, 30 maja 2016

Zniechęcona

Dosłownie dziś gadając z pewną osobą byłam pełna nadziei, kilka godzin później nastąpił atak paniki, który udało mi sie pokonać a teraz jest stan zniechęcenia wszystkim i niczym.
Nie widzę sensu w znajomosciach jakichkolwiek jedynie mogłabym się zmuszać do kontaktów z innymi rodzicami tak by dzieci miały znajomych. Jestem choć czasami czuję jakby mnie nie było. Osoby w pracy często traktują mnie jak powietrze. Zresztą ja mam pracować nie muszę z nimi nawiązywać relacji.
Były Juwenalia a ja jako prawie studentka powinnam sie iść bawić. Ale przestały mnie cieszyć koncerty
 Teraz nic nie ma sensu. Matka umiera ja staram się jakoś trzymać dla dzieci. Dziś nie dałam rady i leżałam a zwykle robie cos w domu i dziećmi i kotami się zajmuję. Jutro matka ma pierwszą chemię, za dwa tygodnie mają jej wypaść włosy. Moim zdaniem nie ma nadziei, mysle ze max pół roku pożyje. Tylko Bóg mógłby jej pomóc ale nie pomaga.
Znów miałam myśl by popełnić wirtualne samobojstwo. By portale i nie portale usunąć, albo choćby fejsa. Ale coś mnie trzyma i póki co tego nie robię.
Włączam na jakiś czas bloga jawnie. Po co? Może by ludzie zobaczyli jak u mnie koszmarnie i by mnie jeszcze bardziej przestali lubić za to że smutne rzeczy piszę. A z czego mam sie cieszyć? Z tego że matka alleluja będzie w niebie? Czy z tego alleluja że dalej siedzę w tym syfie i sprzątam ale jednak pracuję, czy z tego alleluja że zaraz będziecie znów o mnie plotkowac bo alleluja włączyłam bloga i będziecie znów ironizować. Alleluja.

środa, 25 maja 2016

Chemia

Bardzo nie lubię jak nie mam z kimś kontaktu przez dłuższy czas i w koncu gadamy i pada pytanie z moich ust "co słychać" i najczęstsza odpowiedz "u mnie postaremu" albo "wszystko ok" itp
 Przez dwa lata od zeszłego kontaktu zupełnie nic sie nie wydarzyło nowego? Nie chodzi mi by opowiadali mi całe swoje życie ale cokolwiek np że mam nową pracę lub dostałem podwyżkę czy robimy remont. Cokolwiek ale nie to że nic sie nie zmieniło! I o czym ja mam rozmawiac z tymi ludzmi? Często się wkurzam i odpisuję "u mnie też ok" i następuje koniec rozmowy.
A może to ich życie jest takie bezbarwne, ze nic sie nie dzieję? Może rzadko kto ma życie takie wielowątkowe jak ja. U mnie zawsze się mega dużo dzieję.
Ostatnio mam ciężki czas ponieważ matce zdiagnozowali zaawansowany nowotwór złośliwy. Miała poważną operacje teraz za kilka dni zaczyna się chemia.
Ja nie wierzę w przypadek. Zawsze coś co się dzieję w moim życiu, daje mi lekcję i oddzialuje jakoś później w życiu. Jakiś czas temu wybrałam się z mężem na film. Miał być o samotnej matce z dzieckiem, okazało się ze był o wiele powazniejszym filmem. Był o matce chorej na nowotwór. Była w nim dokładnie pokazana chemia i jak ta matka walczyła ze śmiercią, jak jej zależało na każdej chwili... Po tym filmie ogarnął mnie lęk. Że w moim życiu zawsze coś po coś jest. Bóg mi nie pokazał tego filmu przypadkiem. Zaczęłam myśleć że to może mnie za jakis czas czeka chemioterapia i kolejna choroba. Później o tym lęku przed nowotworem zapomniałam. Dwa miesiace pozniej dowiaduję sie ze to nie ja tylko moja matka ma nowotwór....

Nastąpiło załamanie, zaczęłam myśleć że gdyby nie dzieci i mąż to bym zanurzyla rozpacz w alkoholu jak to było w przypadku śmierci mojej babci.
Ale nie mogę zmarnować życia swoim dzieciom, za bardzo je kocham, no i męża nie mogę zawieść.
Sytuacja jest dla mnie wyjatkowo ciężka bo wczesniej matkę traktowałam jak wroga ktory zniszczył mi życie... Ciężko mi zrozumieć ze ktoś tak odlegly mi jak moja matka, że potrafie bardzo przeżywać tą chorobę i w cale matka nie jest mi daleka. Cieszę sie z weekendów kiedy ona jest i poświęca czas mym dzieciom. Bo wiem ze lada dzień może jej zabraknąć....
Straciłam już wszelkie nadzieję, a to nie miało być tak! Przeciez chciałam pokazać swój zyciorys rodzicom by zobaczyli jak sie czułam, oni do dzis nie mają pojęcia że byłam o krok od alkoholizmu i krok od narkotyków...
Chciałam im pokazać co robili zle, jak się to odbilo na moim zdrowiu, kiedy mi ich szczegolnie brakowało i chcialabym polepszyć relacje z matką...ale teraz nie pokaże im życiorysu. Teraz nie jest na to czas. Podobno jest nadzieja, skoro lekarze zdecydowali się dac chemie. Jak widzą ze nie ma szans by chemia pomogła to nie dają jej.
Na codzień nie widać tego ale mocno to przeżywam już zaczęłam myśleć o pogrzebie matki choc tak bardzo chce i mam odrobine nadziei ze wyjdzie z tego.
Nie mogę tylko skupiać sie na tej jednej rzeczy choc mi tak trudno... Staram sie myśleć i wczuwac w inne sytuacje. Niedawno dzieci w przedszkolu miały uroczystość z okazji dnia mamy i taty. Śpiewały piosenki, mówiły wierszyki, i nawet tańczyli. Zrobily tez dla nas prezenty. Ja bardzo się wzruszylam piękne to było.

W szkole niedlugo egzamin zawodowy. W lipcu jakos będzie. W czerwcu jedziemy do wiezienia poznać więźniów i warunki w jakich żyją.
W szkole też pojawił się pomysł bysmy my wszyscy z grupy założyli ośrodek dla osób wychodzacych z uzaleznienia i ich rodzin.  Szkoła chce nam w tym pomóc. Na razie zbieramy pomysły od wszystkich osób. Mam nadzieję ze sie uda i nie będę cale zycie myla kibli. Ze będę miała sensowną robotę i będę komuś pomagała wstać na nogi. Koniec na dziś.

wtorek, 17 maja 2016

Głosy - Myslovitz


Nie wiem kim jestem sam
Nie wiem kim mogę być
Nie wiem nic
Rany i krew swą znam
Ciało i zapach mam
Nie wiem skąd

Spójrz w lustro 
Zerwij twarz
Prawdziwą twarz dziś masz

Nie wiem kim jestem sam
Nie wiem kim mogę być
Nie wiem nic

Zagubieni w swoich snach
W pustych domach pośród krat

Kochajmy więc samotność
Pieśćmy ją
Kochajmy więc samotność
Tulmy ją
Kochajmy więc samotność
Śpijmy z nią

Dzika wilgotna złość spływa na moją skroń
I rodzę się z nią 
Chłodzi mnie zimny wiatr
Boję się siebie sam
W ustach mam stal

Chodź ze mną nie bój się mnie
Umarłeś to nie jest sen 
Nie wiem kim jestem sam
Nie wiem kim mogę być
Nie wiem nic
Zagubieni w swoich snach
W pustych domach pośród krat
Kochajmy więc samotność
Pieśćmy ją
Kochajmy więc samotność
Tulmy ją
Kochajmy więc samotność
Śpijmy z nią

Zagubieni w swoich snach
W pustych domach pośród krat
Kochajmy więc samotność
Pieśćmy ją
Kochajmy więc samotność
Tulmy ją
Kochajmy więc samotność
Śpijmy z nią

Stary dobry Myslovitz...

Bardzo często zastanawiałam się kim jestem i jaką funkcję pełnię w życiu. Kiedyś miałam problem z określeniem swojej orientacji seksualnej, pisałam o tym w życiorysie.  Dziś nie mam z tym problemu, wiem, ze wiele sytuacji z dzieciństwa miało wpływ na moje zachowania w młodzieńczym i dorosłym życiu.
Przejmuję się teraz swoją prawidłową diagnozą. W psychiatrii bardzo często zdarzają się błędne diagnozy. Mój lekarz jest dobry ale pyta mnie tylko o rzeczy teraźniejsze. Nie pytał mnie nigdy o to jak się kiedyś zachowywałam, interesowało go tylko to co teraz i badał mnie tylko w kierunku depresji, którą mam i schizofrenii, ktorej nie mam. A przecież dużo jest chorób psychicznych, zaburzeń czy osobowości nieprawidłowych. A ja mam ciągle jedną diagnozę - depresja nawracajaca. Moim zdaniem i ta definicja jest mylna. Wydaję mi się że mam ją zawsze, codziennie czasem jest w stopniu lekkim czasem w umiarkowanych, niekiedy dochodzi do załamania i jestem w dużej depresji i wtedy nie daję rady pracować. A depresja nawracajaca jest wtedy gdy przez jakis czas ona jest a przez jakis inny dlugi czas jej nie ma.
Jakiś czas temu zdiagnozowali mi inny rodzaj depresji. Depresję lękową. Depresja lękowa wyłania się z nerwicy. Myślę ze to była lepsza diagnoza. Wydaję mi się że diagnozowali mi ją w czasie gdy mieszkalam z matką i uczeszczalam do szkoły. Mieszkając z matką miałam masakryczne przeżycia i rzeczywiście wtedy miałam sporo lęku i braku poczucia bezpieczeństwa. Dziś też odczuwam niepokój ale w innej formie, dziś to mam taki lęk, taką nawet fobie społeczną wtedy fobia społeczna była przykryta problemami zwiazanymi z matką i wielkich niepokoi zwiazanych z yamtym okresem.
Dawno dawno temu, psychiatra dziecięcy zaczą obserwować mnie w kierunku borderline. Ciężkim zaburzeniu z pogranicy. Większość osób molestowanych w przeszłości cierpi na te schorzenie. Myślę że takie mam zaburzenie. Zwłaszcza że często ono łączy sie np. z depresją.
W diagnostyce tego zaburzenia jest m.in to ze osoby takie mają niestabilny obraz siebie co się u mnie zgadza. Mają niestabilne relacje z innymi ludźmi. Potrafią być blisko z innymi a gdy czują że są albo będą odtracone to pierwsze urywaja kontakt. To też się zgadza ze mną. Kiedyś bywało tak dosyć czesto ze jak jakas osoba mi od razu nie odpisala na sms to kasowalam wszystkie kontakty z telefonu. Wszystkie a nie tej jednej osoby. Wiele razy usuwalam blogi, kasowalam portale spolecznosciawe a zaraz je odzyskiwalam, ucinalam kontakty z rodziną i znajomymi by po jakims czasie znów z nimi utrzymywac kontakt. Teraz mam dużo mniej takich objawów jak dawniej. Rozpaczliwie boje się porzucenia zwlaszcza przez moją przyjaciółkę. Ona wie o moich stanach i zawsze mnie uspokaja ze mnie nie zostawi. Cholernie boję sie ze cos się stanie Michałowi, ze nie bedzie żył i zostanę sama.
Głównym objawem w borderline jest agresja skierowana do siebie i na innych. Samookaleczanie było kiedyś u mnie bardzo popularne dzis sie nie tne ze wzgledu na dzieci, ale nie potrafie przestać rozdrapywac strupkow czesto do krwi....
Agresja do innych? Kiedys bylam agresywna w stosunku do mojej matki? Ona sie mnie bała a sasiadka straszyła policją dzis w ogole nie obserwuje agresji na innych. Ale prawda jest taka ze biorę leki ktore mnie uspokajają. Pamiętam ze był czas kiedy inne leki przestaly działać to byłam bardzo wybuchowa na najblizszych...
Czesto w tym zaburzeniu są stany psychotyczne w lekkim stopniu. Tego nigdy u siebie nie dostrzegłam. Klotliwosci tez nie mam zawsze jestem bierna i wycofujaca.  I jest jeszcze sporo objawow które mam i których nie mam...
Boję się powiedzieć lekarzowi o moich spostrzezeniach, zeby nie czuł się ze podwazam jego kompetencje. Ale moze uda mi sie wspomniec o tym ze kiedys inny lekarz obserwował mnie w kierunku borderline. I tak wizyta dopiero za miesiac.

A o film o borderline

środa, 4 maja 2016

Refleksje

Oj dużo się działo ostatnio. Nie wspominałam o raku matki. W ciągu kilku dni brzuch mojej matki urósł do rozmiarów olbrzymich. Wyglądała jakby na serio miała zaraz urodzić. Z psychiatryka karetką pojechała do innego szpitala. Okazało się że ma nowotwór złośliwy a ten brzuch urósł bo przez raka zrobiło się jej wodobrzusze. Już miała operacje i wycieli jej dwa jajniki i macice. Nie ma już wodobrzusza, ma normalny brzuch ale pełen szwów. Niedlugo jej to zdejmą.
Tak czy inaczej czeka ją chemia. Ja się boję że niedługo pożyje. Przez całe życie palila papierosy. Przed laty pracowala w RTG więc ciągle była naswietlana rakotwórczymi promieniami.
Mimo wszystko kocham moją matkę u nie wyobrażam sobie by mogło jej tu nie być. Bardzo mocno przeżywałam tą jej operacje, przeżywam jej chorobę i mam nadzieję że chemia i Siła Najwyższa jej pomogą...

Tak więc mocno byłam wyczerpana fizycznie i psychicznie. I korzystając z zaproszenia L. pojechałam na dwa dni z jednym noclegiem do niej do Wołomina. Stresowałam sie bardzo, tak bardzo jak nie mogłam się doczekać spotkania z przyjaciółka. Bałam się że rozczaruję ją swoją osobą bo ona jest zwariowaną osobą a ja spokojną nudną osobą.
No ale było bardzo miło. Zrobiliśmy z jej chłopakiem pyszne pizze z bardzo dużą ilością składników.
Upijałysmy się Karmi 😜 , ogladałyśmy super psychologiczny film pt. Przerwana Lekcja Muzyki. Film o psychiatryku i m.in o osobie z zaburzeniem Borderline. Gorąco polecam!!! Byłyśmy też na spacerze no i sobie gadałyśmy. Odpoczełam i na bralam na nowo sił.  Nikt ciągle nade mną nie sterczał, nie jeczał, nie płakał, więc mogłam odetchnąć i nabrać sił na dzieci, na pracę i na chorobę matki.
Następnego dnia po powrocie do Wawy poszłam z L. i jej chłopakiem zobaczyć Multimedialny Pokaz Fontann. Zjawisko obłednie nieziemskie. Po co ćpać jak można taki efekt zobaczyć na trzeźwo?! Pokaz był widowiskowy robiony dla publiki. Podobało mi się bardzo ale przypomniały mi się Koszyce na Slowacji i tam piękna fontanna już nie tak widowiskowa ale uspokajająca terapeutycznie z muzyką spokojną i cicha we tle... Tam można było usiąść, położyć się i odprężyć.... Mam nadzieję że kiedyś tam wrócę i obejrzę moją fontannę marzeń...

Sprawa trzecia to kotek, a właściwie kotka. Przygarneliśmy drugą kotkę -Rebekę. O pół roku starsza od Peppy. W sumie można powiedzieć że czarno-bura. Śliczna. Uwielbia być głaskana i noszona na rękach. Niestety przejaźliwie się boi dzieci. Jak dzieci śpią czy ich nie ma to da się ją wyciągnąć z kryjówki, trochę sobie pochodzi, zje i napije się. A gdy są dzieci to jest schowana i nie wyjdzie...
Każdego dnia jest postęp. Najpierw tylko dało się głaskać, kolejnego dnia jedzenie, picie i kuweta a wczoraj jak dzieci spali to nawet sobie pochodziła po całym mieszkaniu a Peppa chodziła za nią zaciekawiona nową towarzyszką.
Obiecaliśmy tej kobiecie od której wzięliśmy Rebekę, że jeśli do końca tygodnia dalej tak cały dzień będzie schowana i bała się dzieci to ją oddamy a weźmiemy od tej osoby innego kotka który być może nie będzie sie ich bał.
Pokochałam Rebekę, ale jeżeli kocurka źle się czuje przez dzieci to może znajdzie lepsze miejsce a do nas trafi np mały kotek, który z łatwością oswoi się przez dzieci. Peppa jak ją wzięliśmy miała 2 tygodnie i szybko się udomowiła... Tymczasem mam nadzieję, że już tak nie będzie się bała.





środa, 20 kwietnia 2016

Emo

Miałam imprezę urodzinową, najpiękniejszą ze wszystkich innych imprez. Wszystkie prezenty były mega trafione i mi potrzebne.
Sądziłam że będzie więcej osób, w sumie nas wszystkich było 9, nas 4 plus goście.
Ogromnie się cieszę z odwiedzin L. , która mimo odległości stała mi się bardzo bliską osobą. Bardzo się cieszę że odwiedziła mnie również Kosa, moja dawna kumpela, której też sporo czasu nie widziałam, i standardowo rodzinka.
Dziękuję Wam wszystkim za obecność na urodzinach!!!

Co do emocji to ciągle buzują we mnie. Czuję je w żyłach, najbardziej w nogach i w rękach. Dziś pod wpływem stresu myślałam że zemdleję.
Wczoraj był mega wkurw, dziś mega stres. Mam dosyć już tych nerwowych sytuacji i ciagle napiętych mięśni...
Miałam odpoczywać od pracy w domu z chorymi dziećmi tymczasem mam wiecej tu stresu niż w pracy i to niekoniecznie ma związek z dziećmi. Marzę by pójść w głęboki sen i obudzić się całkiem zrelaksowana....



Przypominam że zamykam dostępność bloga i czekam jeszcze na mejle.